Na kilka miesięcy przenoszę się do Londynu, ale często będę wracać do Polski (mam nadzieję).
Wyjeżdżam, żeby chwilę pożyć w innym miejscu, zobaczyć jak jest mieszkać poza własnym, dobrze znanym i naprawdę lubianym miastem.
Decyzja o wyjeździe wcale nie była dla mnie łatwa. 10 lat temu nie zastanawiałabym się ani chwili. Dzisiaj mam już fajne, poukładane życie. Swoje miejsce, zarówno prywatnie jak i zawodowo. Chwilę mi zajęło wyplątanie się ze swojej strefy komfortu. Nie chciałam jednak, żeby to, że jest fajnie i przyjemnie, sprawiło, że najodważniejszy ruch na jaki się zdobędę to 2 tygodnie wakacji. A czasem chyba tak jest? Że odkładamy rzeczy na później, na kiedyś, na za rok. I pięć, albo dziesięć lat później orientujemy się, że jednak się nic nie wydarzyło. No może poza grubym kredytem na następne trzydzieści pięć.
No więc jestem w Londynie. Nie jest mi nawet w połowie tak komfortowo jak w domu. W tydzień poznałam pięć razy tyle ludzi co w Polsce przez ostatni rok. A oglądanie Londynu na co dzień jest zupełnie inne niż oglądanie go podczas urlopu… Przesyłam moje notatki z Londynu.